Strona:Gabriela Zapolska - Ostatni promień.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Dziewczyna zatrzymała się, rękę z książką cofnęła w tył i ukryła w fałdach spódnicy. Chwilę panowało milczenie i tylko słychać było monotonny głos chłopięcy, który nagle z po za drzwi dolatywać zaczął.
Wreszcie Elszykowska wysunęła się z cienia.
— Czy Tadek nie skończył jeszcze lekcyi?
Dziewczyna patrzyła bystro na matkę, z pod brwi dobrze nakreślonych i lekko ściągniętych.
— Przecież mama widzi palto Bełszyńskiego, zresztą aż tu słychać jak Tadek swoją grekę stęka!
Elszykowska powoli zaczęła odzyskiwać równowagę.
— Czego tu chcesz, Jadziu — spytała niecierpliwie.
— Kucharka pyta, co będzie do herbaty.
Elszykowska zagryzła usta.
— Idę! — wyrzekła przyciszonym głosem.
I skierowała się ku drzwiom w głębi, otworzyła je i znikła, przykładając rękę do rozpalonych policzków, na które wystąpiły purpurowe plamy.
Jadzia patrzyła na oddalającą się matkę i gdy ta znikła po za zamkniętemi drzwiami, wzruszyła ramionami. Zagadkowy uśmiech przesunął się po jej wązkich wargach. Zbliżyła się szybko do wieszadła i w kieszeń paltota wsunęła trzymaną w ręku książkę. Broszura uparcie połamana niechciała wejść w zbyt ciasny otwór odzieży. Jadzia rozwinęła ją, wyprostowała i na kolanie zwinęła znów ciaśniej, wygła-