Strona:Gabriela Zapolska - Ostatni promień.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

krwawym rumieńcem, jak twarz piętnastoletniej dziewczyny. I odtąd jedyną troską jej życia, było ukrycie tego uczucia, które w tajemnicy wzrosło do olbrzymiej potęgi szalonej namiętności. Chwilami Elszykowską ogarniała żądza namiętuych pieszczot i ona, tak zwykle spokojna i martwa, roiła sceny przechodzące zakreślone wyobraźni granice. To znów przeważał sentymentalizm i po kryzysie zmysłowego rozstroju, następował nerwowy smutek beznadziejnej uczuciowości.
Mimo to, nigdy najlżejszy cień kokieteryi i uczynienia wrażenia, nie przesunął się przez jej postępowanie. Czesała ciągle po chińsku włosy, nie zasmarowując farbą siwiejąaych nici. Jak spłoszona sarna przemykała się przez pokój, w którym Bełszyński uczył jej syna. Często stawała podedrzwiami i wsłuchiwała się z rozkoszą, w nizki, basowy głos studenta. Zamykała oczy i zaciskała ręce koło szyi, do której krew napływała gorącą strugą. Często z pod przymkniętych powiek spływały łzy, drżały na nędznych rzęsach i spadały na stanik okrywający zapadłą pierś, jak całuu rozkładające się części trupa.
Było to dla niej cierpienie, lecz zarazem i rozkosz wielka, a dawniej dla niej nieznana. Zdawało się jej, że jesień jej życia ozłaca gorąca struga słońca. Przed poznaniem Bełszyńskiego, miała przekonanie, iż jest już bardzo starą i zgrzybiałą kobietą, lecz gdy zbudziło się w niej serce, odmłodniała moralnie i miała złudzenie, iż teraz dopiero zaczyna się jej życie, jakkolwiek nadzieją wzajemności nie łu-