Strona:Gabriela Zapolska - Ostatni promień.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
OSTATNI PROMIEŃ.
SZKIC
przez
Gabryelę Zapolską.

(Dokończenie).

Tymczasem Elszykowska kochała go coraz głębiej, coraz namiętniej, coraz sentymentalniej, mając w tej pasyi, ostatni jasuy promień nędznego życia żony urzędnika, który po mozolnej pracy lat czterdziestu, doszedł do tysiąca sześciuset rubli rocznej pensyi i chronicznej choroby, na którą nawet specyfiki ogłaszane na czwartej stronnicy pism, pomódz nie mogły.
W pierwszych latach małżeństwa, Elszykowska walczyła z niedostatkiem, z ukrytą i łataną biedą — i powoli pod wpływem tej ciągłej walki o możność kupienia funta wołowiny na rosół, lub serdelka do herbaty, straciła najzupełniej jakiekolwiek namiętne porywy. Nie kochała nigdy nikogo, trochę męża, trochę dzieci — i doszła tak w tym chłodzie i przyzwoitej moralności do lat czterdziestu — gdy nagle serce jej zatrzepotało jak ptak długo więziony w zbyt ciasnej i ciemnej klatce. Ten młody chłopiec od pierwszej chwili sprawił na niej piorunujące wrażenie i po pierwszej jego bytności w ich domu, zdawało się jej, że dostała obłędu. Gdy nagle wymówiono imię nowego korepetytora, twarz jej oblewała się