Strona:Gabriela Zapolska - Które z nich dwojga.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pani droga, nie opuszczaj mnie! Odprowadź aż do progu. Przy tobie nie będzie śmiał robić mi skandalu… Boi się obcych!
Pociągnęła mnie za sobą.
Drżała z trwogi, ale siłę miała nadzwyczajną. Ręka jej wpiła się w me ramię z energją i mocą. Niosła mnie niemal przed sobą jak tarczę, przeciw szałowi warjata.
Zbliżyłyśmy się w ten sposób do domku i teraz mogłam przyjrzeć się swobodnie warjatowi.
Był to wysoki, rosły mężczyzna o silnych barkach, a odziany w biały garnitur pikowy. Chudość jednak jego robiła go podobnym do widma. Długa, czarna broda kładła dziwny cień na biel jego stroju. Był zupełnie łysy, a refleks zielonawy od krzaków pokrytych liśćmi, bladość jego czynił podobną do bladości trupa. Stał wychylony z okna i oczy swe wpił niejako w skuloną postać matki.
I oczy te czarne, wielkie, lśniące jak dżety, były trochę skośne i oprawą i wyrazem przypominały zupełnie oczy stojącej koło mnie staruszki.
Wzrok ten był silny i rozkazujący. Magnetyzował niejako i ciągnął silnie ku sobie.
Zbliżyłyśmy się obie do sztachet.
Nagle zagrzmiał silny, lecz trochę chrypliwy głos.
— Do domu! Matko!… Do domu!
Staruszka podniosła na mnie swe strwożone i jakby błyskające nienawiścią oczy.
— Zaczyna się! — wyszeptała — widzi pani…
— Do domu! — grzmiał głos z facjatki — jak matka mogła wyjść bez mej wiedzy?
— To ta pani… chce wynająć willę.
— Ja sam to załatwię — rzucił się wa-