Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Krzyż Pański.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

spływała, jak brylant czysty, ze smutkiem i tęsknotą trawionej piersi.
Prawdziwa męska łza!
Ogarnęło mnie szalone uniesienie. On płacze! Płacze wśród ciemnej nocy, gdy wszystko ułoży się do snu, a gwiazd brylanty zaścielą niebo!
On płacze! Płacze wtedy, gdy różowe słonko wstaje, jak śpiąca królewna, i do radości i życia świat budzi!
On płacze! Płacze, choć dookoła śmiech i pustota rozbrzmiewa.
On płacze, bo mnie niema przy nim, bo cierpi, bo kocha, bo tęskni... bo ujrzeć mnie pragnie.
I w nadmiarze uczucia całowałam tę łzę rozlaną na papierze; klękałam przed nią, dziękowałam Bogu za skarb tak drogi. Opisałam swoje wrażenie memu najdroższemu i oczekiwałam odpowiedzi. Przestałam się kąpać, jadałam bardzo mało i próbowałam płakać, ale mi się to nie udawało. Czyniłam sobie z tego powodu gorzkie wyrzuty... ale trudno! Trzeba tak kochać, jak „on“, aby płakać z tęsknoty.
Niebawem nadszedł list tak oczekiwany; drżąc, otworzyłam go. Zachwycenie moje przeszło wszelkie granice — nie jedna łza rozlewała się na papierze, było ich aż... trzy!