Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Krzyż Pański.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

On tęsknił także. Pisywał dużo i pięknie. Wiele tam było o spójności dusz, o gwiazdach i obłokach, o myśli, która stoi zawsze przy mnie na warcie, o... no — słowem ten cały arsenał podręcznika listów miłosnych, który chyba jeszcze w pomroką okrytych czasach dyktowała Amorowi Wenera. Amor słowa swej mamy kreślił na płatkach róży i rozrzucał po świecie. Zakochani listki te chwytali, przenosili na papier, transponując wedle skali swego głosu. Amor figlarz musiał śmiać się serdecznie, a Wenera ziewała.
Powróćmy jednak do mego narzeczonego.
Otóż listy jego były piękne bezwątpienia, ale mnie zdawało się, że w nich za mało tęsknoty! I wyraziłam swoje zdanie w następującym liście, pisanym wprawdzie po spożyciu obfitego śniadania, ale zato bardzo wzniosłym i przepełnionym wielkim smutkiem.
Wkrótce otrzymałam odpowiedź. Byłam z niej zupełnie zadowoloną.
Pomiędzy literami, gorejącemi jak płomienie, rozpościerała się cudowna plama!
Plama ta ileż uroku mieściła w swej zamazanej atramentem powierzchni!
Wszakże to była... łza!...
Łza, spadła na papier podczas kreślenia do mnie listu, — łza, która, paląc źrenice,