Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Krzyż Pański.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Według mych ówczesnych pojęć, nie była to zmiana. On był tylko niezrozumianym przez świat i krył w sobie skarby uczucia i poezji, — bo pocóż rozrzucać kosztowności pod stopy istot, nieznających się na ich cenie?
Ze mną odrzucał przybraną maskę i stawał się sobą.
Byłam dumna z tego i szczęśliwa. Zdrowie jednak moje coraz bardziej słabło; były chwile, w których lękano się o mnie: anemja dochodziła do możliwych granic.
Zadecydowano więc wyjazd do kąpiel morskich i to w jaknajprędszym czasie. Po powrocie odbyć się miał ślub. Narzeczony mój nie mógł nam towarzyszyć. Zajęcia gospodarskie, a przytem przygotowywania naszego gniazdka, wymagały koniecznie jego bytności. Złorzeczyliśmy prozie życia, ale ulec było trzeba.
Już kilka tygodni bawiłam w kąpielach, patrząc na morze, wzdychając i mocząc się w słonej, zielonawej wodzie. Tęskniłam za wybranym mego serca i zanudzałam ciocię Pelasię opowiadaniem o jego przymiotach, co jednak nie przeszkadzało mi jeść dużo i sypiać jeszcze lepiej. Jedyną rozrywką moją były jego listy. Przynajmniej tak w siebie wmówić usiłowałam, bo razem ze zd wiem powracała mi ciekawość nieznanego, a bezmiar morza zajmował mnie bardzo.