Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Krzyż Pański.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nia. Czasem błyskasz pod hełmem zwycięzcy, gdy przebiega plac boju, zasłany trupami. Ale majestat śmierci i duma, bijącą z twarzy tych, którzy na wieki posnęli, każe ci prędko opuścić pole walki.
Więc nigdzie stale nie przebywasz, ty przelotny ptaku? Niema cię w purpurze królewskiej, ani w parcianej koszuli oracza! W fałdach firanek, otaczających łoże kobiety w sukni oblubienicy, w uśmiechu sławy, w brzęku pieniędzy gościsz tylko chwilowo! Jesteś w szmerze pocałunku, w szale zmysłowych porywów i siadasz u domowego ogniska.. Lecz płoszysz się ciągle, ty cygańska ptaszyno i łzami uśmiechy płacić każesz, a piosenkę jękiem zagłuszasz...
Czem cię przebłagać? Czem cię zakuć na wieki? Czem skrzydła ci związać?
Odpowiedz, szczęście! Odpowiedz!....
Lecz nagle — we mgle mych wspomnień ty majaczysz jasnością najwyższą.
Z ponurych mroków występujesz uwięzione, zakute na wieki, a mimo to jeszcze promienniejsze, jeszcze piękniejsze...
Uwięziła cię ręka ludzka, pochwycił cię geniusz malarza, a zrodziło cię tchnienie wszechpotężnej miłości...
Tak! Tak! Bez motylich skrzydeł błyszczałoś do mnie z szarego tła obrazu — i odrazu stanęłam jak przykuta przed tobą i przez łzy