Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Krzyż Pański.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

patrzyłam na twą wielką, nieskończoną piękność.
Nie miałaś wianka hiacyntów na twych skroniach, o bezcielesna maro! I twa piosenka nie brzmiała weselną nutą. Uwięziona w rysach zmarłej, tyś brzmiała wielkim hymnem oswobodzenia! Dookoła śnieg, lód, pustkowie... dookoła wieczna, straszna zima. I tylko przy zmarłej zrozpaczony łka człowiek, dla którego ona, święta, wielka, nieustraszona, poszła w taką noc mroźną, krwią swych stóp poranionych znacząc ślady na zamarzłej grudzie. Ty, szczęście, tyś przyszło razem ze śmiercią i wstąpiło w to martwe ciało, ożywiając je uśmiechem, w którym część Boga świeci. Tyś z twarzy tej nieszczęsnej, której ciernie w ręce i w nogi powrastały, a włos od modłów zbielał i wargi skarg zapomniały — tyś w tym trupie zamarzłym w podziemnej jaskini zaświeciło najjaśniejszym blaskiem, bo blaskiem... łez!
A blask ten do serc naszych trafia — ogrzewa — oświeca — budzi!

∗                    ∗

A więc i ciebie oświecić można wielką potęgą przeczystej miłości! Umiesz przylgnąć do zastygłych ust trupa i całą tragedję cichego poświęcenia przed nami roztaczać! Nie