Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Krzyż Pański.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w mgle się rozwiewa — i o tej szarej, biednej godzinie, która jak kopciuszek wolno się przekrada, ginie cała buta, a lód, którym się obłożyć chcemy, topnieje... Serce zaczyna bić żywiej, głowa mimowoli pragnie oparcia, oko mgłą się zasnuwa i czegoś w tej ciemnicy szuka... szuka...

∗                    ∗

I coś w mogile budzić się zaczyna, w tej mogile, którą z nas każdy ma w sobie. Bo serce ludzkie to jeden wielki cmentarz. Od urodzenia wznoszą się tam mogiłki, czasem biedne, sieroce, opuszczone i smutne, — czasem strojne w koronkowe mauzolea i pełne świeżej woni fiołków wiośnianych. Cmentarz ten sercowy śpi w ciszy pod promieniem słońca lub w odblasku gazu. I tylko o szarej godzinie groby zaczynają się ożywiać — i z pod mogiłek, odgarniając zeschłe już liście lub świeże kwiaty, wstają mary wybladłe, ażeby w szarych cieniach znikającego dnia wieść powolny, cichy taniec dusz pokutujących... I człowiek, który dzień cały liczył cyfry, lub starał się być oszustem — i kobieta, która uśmiech swój ważyła na szali, a spojrzenia miała tylko dla pereł lub szafirów — czują, że w sercach ich coś się porusza, przemocą ożywia, zmartwychwstaje. Napróżno chwy-