Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Krzyż Pański.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



„Le coeur malgré son abandon...
jamais n’oublie!“

...Odłożyć trzeba pióro. Mrok zapada i owija szarą siatką cieniów wszystko, co się dookoła mnie znajduje. Wszystko szarzeje... a pod oknami tłumy ludzi zlewają się w jedną ciemniejącą strugę, poruszającą się bez ustanku. Nad dachami domów niebo szare, ołowiane, ciężkie — sypie na ziemię drobny miał deszczu, który zmieszany z węglem, unoszącym się w powietrzu, opada na chodniki w postaci czarnego, tłustego błota.
Ciężko oddychać, smutno patrzeć; lecz mimo to coś od światła odtrąca i w szarych tych cieniach zagrzebać się każe!...
Napróżno człowiek przez dzień cały pancerz obojętności na piersi swej zaciska! Napróżno, wzruszając — ramionami, mówi: „silniejszy jestem nad... to wszystko“; napróżno całą siłą woli przytłumia w sobie gorętsze serca bicie i stara się wmówić w siebie, że to, co umarło, nie zmartwychwstanie. Napróżno!... Razem ze słońca promieniem pancerz