Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Krzyż Pański.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ręce Mietka dławią klawisze takim jękiem, fortepian wyje, struny drżą.
— Tak płaczą... tak płaczą!... — powtarza Mietek.
I nie wie, czy to fale, czy to jakieś tłumy ludzi, garnących się dokoła niego.
— Chcieli być źli... nie dałem... grozili, chcieli zabijać... niszczyć... teraz się skarżą... Lepiej, niech płaczą...
Te fale, czy ci ludzie.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Nagle drzwi szarpnięte. Smuga światła. Brutalny głos sługi:
— Co Mietek wyprawia? Ci państwo zgóry przysłali, co się tu dzieje!... Mietek, psuje fortepian... wali kułakami ze złości, że go do teatru nie wzięli... Szkaradny Mietek... — Zła, czerwona, opuszcza ciężko drzewo fortepianu na ręce Mietka. Jemu zdaje się, że go ktoś strącił z wielkiej wyżyny w szare, bezbrzeże, beznadziejne i smutne.
Więc on walił kułakami w fortepian?
Psuł klawisze?
A jemu się zdawało!
Idzie cicho do dziecinnego pokoju. Coś jakby go dławiło. Coś jakby zostawił za sobą, coś bardzo miłego.
— Nogi niech Mietek wyciągnie... założę Mietkowe frykasy — mówi drwiąco gruba,