Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Krzyż Pański.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

poświęceń zdolna, opromienia rysy nieszczęśliwej. I miłość ta pozostaje na stygnącej twarzy i trup matki zimny, nieruchomy, zda się jeszcze wsłuchiwać w głos płaczącej dzieciny — trup, przeistoczony nagle... szacunku się domagający...
„Ono“ zostaje wprawdzie rzucone na pastwę losu, nędzy i niedoli; tuła się wśród obojętnych, nie mając gdzie swej drobnej główki złożyć; często zamiera z głodu i zimna, często wyrasta z niego zbrodniarz; lecz w pierwszej chwili swego istnienia „ono“, jak brzask porannej jutrzenki, kładzie promień czystości na czoło matki, śpiącej pod zimną mogiłą. Twoje „ono“ nie będzie miało takiej smutnej doli. Wesołe, uśmiechnięte, szczebiotać będzie od rana do nocy, wiecznie zaplątane w fałdy twej sukni. I ciągle, bezustannie pytać cię o wszystko będzie.
Zważ dobrze odpowiedzi swoje! Nie rzucaj ich bezmyślnie. Często bajka, z ust matki o szarej godzinie zasłyszana, kieruje życiem dziecka; wspomnienie pacierza, na kolanach twych zmówionego, ocalić czasem może od moralnej zguby córkę twą, w wir świata rzuconą!
Nie szczędź dziecku pieszczot — nie odsuwaj jego wiecznie zbrukanych rączek pod pozorem splamienia kosztownej sukni; „ono“ — to mimoza, byle co je uraża, chłodzi, odsuwa.