Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Krzyż Pański.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Juljan obejrzał się po sali i spotkał się z zuchwałem spojrzeniem lokaja, ustawiającego krzesła.
Najęty fagas — rumiany, tęgi, dobrze odżywiony, z dziwną ironją spoglądał na wychudłego grajka.
I stali tak naprzeciw siebie ci dwaj „wolni najemni“, opłacani za noce, wynajmowani do zabawy drugich
Jeden oddawał swój talent, iskrę bożą przytłumiał w siekaninie walca lub polki — zamierał poprostu od zmierzchu do świtu, oblany cały zimnym potem, z duszą zamarłą, plączącą się wśród powodzi tonów, — drugi wynajmował swe barczyste plecy, wyniosłą postawę, bezczelną arogancję i siłę fizyczną, brutalną, zwierzęcą, pełną chęci rzucenia się pomiędzy wirujące pary i zgniecenia ich w zuchwałym ruchu potężnego ramienia.
Patrzyli chwilę na siebie i Juljan zazdrościł tamtemu jego barów szerokich i zdrowia, tryskającego z czerstwej twarzy.
— Gdybym ja miał te siły — pomyślał, — mógłbym grać jeszcze ze dwa tygodnie z rzędu... Andzia miałaby wiosenne okrycie i mieszkanie byłoby zapłacone.
Lecz tok myśli urwał się nagle w jego schorzałej głowie...