Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Krzyż Pański.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Co najwięcej sprawiało jej przykrości to to, że pan Robert znajdował się właśnie w salce jadalnej i przygotowywał sobie mazagran, nie myśląc wcale o poczęstowaniu portjerki. A przecież chyba żaden z lokatorów nie powinien sobie zaskarbiać więcej łask pani Croizelle, jak pan Robert. Wszakże to na jej ręce, do jej loży... przychodzą od dwóch tygodni małe liściki, ozdobione na kopercie niebieską jaskółką...
Liściki te pan Robert, wszedłszy pewnego dnia do loży, kazał pani Croizelle zatrzymywać u siebie i doręczać mu osobiście.
Mówił, siląc się na obojętność; ale pani Croizelle w głosie jego dosłyszała całą tajemnicę pokątnej miłości żonatego człowieka i z przebiegłością starej duenny, zyski z tego ciągnąć zapragnęła.
Od piętnastu dni więc przechowuje w szufladce drobne liściki z jaskółkami i oddaje je tajemniczo panu Robertowi, gdy ten powraca w południe na śniadanie. Napróżno jednak od dni kilku wyczekuje jakiegokolwiek za swą usłużność wynagrodzenia. Pan Robert chwyta bilecik, nie spojrzawszy nawet na Croizellową, i usuwa się do bramy, aby przeczytać małą ćwiarteczkę, zakreśloną drobnem kobiecem pismem, poczem gwiżdżąc „Tour Eiffel“, biegnie na górę, zdając się nie dostrzegać, ile żółci i nienawiści