Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Krzyż Pański.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wzbiera w sercu stojącej na progu loży, portjerki.
Kobiecie tej zdaje się poprostu, że ją okradają z jej własnych pieniędzy, — że, nie dając jej datku, krzywdzą ciężko i ją i pana Croizelle i Henryczka, który przecież ciężko pracuje w Gagne-Petit i potrzebuje, doszedłszy do lat dwudziestu, mieć poważną sumkę w kasie oszczędności.
— Brudas! — mówi pani Croizelle, spluwając wślad za panem Robertem — brudas!... Gdzie się to wychował niedźwiedź taki, ale... źle robi oj, źle, źle!
Coś się niedobrego knuje w głowie pani Croizelle, jakaś chęć zemsty przewija się przez jej myśl bezustannie.
— Hm! Ona jest dobrą kobietą, ale każdy ma swoją ambicję i słuszne wymagania... Jeszcze gdyby ją byli choć mazagranem przyjęli i siedzieć prosili, może byłaby się na czas jakiś udobruchała... ale tak!...
I uderzywszy pięścią w stół, energiczna portjerka woła jedno, lecz wiele znaczące słowo:
Zut!...
Uspakaja się jednak szybko, bo oto na progu loży pojawia się sam właściciel domu Wysoki, suchy, zawiędły, z równo przyciętemi bakami, wchodzi do pokoju, nie zdejmując kapelusza.