Strona:Gabriela Zapolska - Krowięta.djvu/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Tam „krowięty“ nie istnieją, chyba w formie — debiutantek.
Przechodzą wtedy krótką ale pamiętną dla siebie szkołę.
Krowiętą więc jest każda bez wyjątku istota, pragnąca poświęcić się scenie i rojąca sny złote.
Im więcej zapału w piersi, im więcej rozwinięcia umysłowego, zamiłowania w pracy, tem więcej ironii, śmiechu i dotkliwych żartów ze strony kolegów.
Od pierwszej chwili „krowięta“ jest przedmiotem zabawy całego personelu teatralnego.
Piszą do niej anonimy i bawią się rumieńcem wstydu, jaki okrywa czoło dziewczyny podczas czytania tych słów bezczelnych.
Przyczepiają jej z tyłu kalosze lub dyabełki z czerwonego sukna, znajdując w tej zabawce wiele wdzięku i pomysłowości.
Gdy rozpoczyna pierwsze słowa swej roli, wszyscy stają jak skamieniali w dziwacznych pozach, udając zachwyt bez granic.
Gdy onieśmielona, drżąca z oburzenia zająknie się, wszyscy wybuchają śmiechem lub wzruszają ramionami, dając tem do poznania, że „nic z niej nie będzie.“
Na jej nieśmiałe „dzień dobry“ nie zwraca nikt uwagi, lub przeciwnie, z najwyższą przesadą biją przed nią gremialnie ukłony pełne udanego szacunku.
I wszyscy biorą udział w tej niewinnej zabawce!
Sam pan reżyser wywiera swój zły humor na nieszczęsnej ofierze, a maszyniści, popychając „łatami“ lub „blejtramą“ dopełniają całości.
Jeśli kobieta wstępująca na scenę jest osobą dobrze wychowaną, lub, co najgorzej, wykształconą, wtedy „żarty“ owe przybierają wszelkie pozory prześladowania.
Czem to wytłomaczyć?