Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

już do śmiertelnego oswobodzenia ducha kobiety — odpychał go teraz od skarbów, które on posiadł i krył zazdrośnie pod skrzydłami swemi.
Czy sądził ten duch silny i ponuro w sobie zamknięty, że duch słaby — tą właśnie słabością zdoła oddziałać na niego ujemnie i na rozwianych swych skrzydłach, osrebrzonych rosą syntymentu kobiecego, rozniesie mu w nicość to, co on tak mozolnie gromadził do oświetlenia swego czasowego pobytu?
Czy to sądził ten duch ponury i tajemniczy, czy tego się lękał?

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Czasem mówił o swej przyszłości, to jest Helena mówiła, bo on na wszystko się zgadzał, całując jej ręce, które zawsze porównywał do konchy muszlowej.
W tych złożonych, różowych dłoniach chłodził swe rozpalone wargi i na projekty jej co do urządzenia życia we Lwowie odpowiadał miękko:
— Jak chcesz, jak chcesz!...
— Czy będziesz musiał być nadal adwokatem? — zapytała pewnego poranku, gdy się zeszli pod dachem swej słomianej chatki.
Spojrzał na nią ździwiony.
— Ależ ja kocham mój zawód! — odparł trochę szortko.
— Zawód taki musi być ciężki... — tłumaczyła się. — Sądzę, że dla samego zdrowia powinienbyś go rzucić.
Milczał chwilę — potem prawie brutalnie zmienił przedmiot rozmowy.
— Namyśliłem się... nie pojedziemy już więcej do Wenecji.
Od owego pamiętnego wieczoru i przejażdżki w gondoli nie byli wcale w Wenecji.
Ona usiłowała się uśmiechnąć.
— Nie pragnę tego wcale.
Lecz duszę jej nurtował znów straszny niepokój.
Widzisz, widzisz — mówił ten głos wewnętrzny, jak on unika z tobą wszelkiego wyjaśnienia tego, co się w nim dzieje, co on postanawia, co jemu jest w jego duchowem życiu konieczne. Widzisz, czem jesteś dla niego.
Karol siedział znów przy drzwiach na tle zielonej draperji.
Dnia tego miał nadzwyczaj wiele życia gorączkowego w swych źrenicach, a rysy jego twarzy z ostrą energją odbijały na rozkosznej barwie jasno-zielonej tkaniny.
Helena, jak zwykle, ubrana biało, leżała na swym trzcinowym fotelu, bawiąc się wiązanką nicejskich narcyzów, które on jej wczesnym rankiem do okna wrzucił.