Strona:Gabriela Zapolska - Frania.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

I teraz Frania zmrużonemi oczami patrzyła dokoła, jakby nagle czując się wyższą, bogatszą, lepiej urodzoną od całego tłumu. Zdawało się jej, że jakaś fatalność wtłoczyła ją pomiędzy tych ludzi... Jej moralne „ja“ bez przyczyny zaczęło roić i przybierać wielkie rozmiary.
Było tak silne i gniewu pełne, że czuła, iż niedługo jej fizyczne „ja“ nie wystarczy na pomieszczenie tej pychy i tej przerażającej pustki, która jej serce rozsadzała.
Potoczyła wzrokiem dokoła; mrok zapadał i gdzieniegdzie zapalono lampiony i latarnie gazowe. Jasne punkciki migotały w błękitnawem świetle. I nagle Frania uczuła silny, gorący prąd, przebiegający jej ciało. Oczy jej padły na mężczyznę, siedzącego obok jej stołu, schylonego nad kufelkiem piwa, który spokojnie patrzył wprost przed siebie, paląc papierosa. Na chwilę jego duże, ciemne oczy spotkały drobne źrenice Frani, i z głębi jego oczów w oczy kobiety wpadł ten prąd nieuchwytny, to drganie atomów, okrążających każde ciało, stanowiących drugie ciało odlatujące od nas dobrowolnie, pite, połykane, wchodzące w krew, trawione, inkrustowane w źrenicach innych osobników, którzy nawzajem dają nam z siebie ten obłok niewidzialny, ciągnący się za nami wszystkimi, jak para po nad słupem wrzącej wody.
Frania, nie rozumiejąc, nie zdając sobie sprawy, uczuła jednak, że od tego człowieka płynie ku niej jakiś czar, coś nieuchwytnego a przecież co powoli wypełnia ją całą i przejmuje ją na wskróś, jak ciepło wiosenne...
Zmieszana, przerażona, pochyliła się nad stolikiem i kreśliła palcem po blacie niewidzialne gzygzaki.
Lecz po chwili podniosła znów głowę i wzrokiem szukała nieznajomego. Siedział ciągle przy stoliku samotny, spokojny, opierając się teraz na lasce z przygasłym papierosem w zaciśniętych zębach.