Strona:Gabriela Zapolska - Frania.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Był to rosły, dość chudy brunet, ubrany czysto i porządnie, z włosami gładko przystrzyżonemi i siwiejącemi już na skroniach. Rysy twarzy jego były regularne, nos silnie zaznaczony i zagięty, usta ocienione niewielkim wąsem. Słowem, postać dość pospolita, często spotykana tu i owdzie, i nie zwracająca uwagi.
Lecz pod rondem kapelusza migotały duże, czarne oczy, wielkie i ocienione rzęsami. W oczach tych leżał główny czar, który Franię uczynił nagle zmięszaną i bezsilną, napełniając jej istotę niepokojem pensyonarki, pomimo jej lat czterdziestu.
Nigdy żonie Marulki nie zdarzyło się odczuć tego piorunowego uderzenia, które wstrząsa całą fizyczną i moralną istotą kobiety. Zaczęła drżeć nagle i naciągnęła na plecy narzutkę. Schowała pod nią ręce i obie pięście przycisnęła do żołądka.
Miała teraz wygląd przerażonej kury, którą nagle spętano, i przed której ślipiami błyska już ostrze kuchennego noża.
Mężczyzna nie patrzył teraz na nią i zwrócony profilem, śledził powolne zapalanie się lampionów na ciemnem tle parku. Frania nie spuszczała go z oka. Zdawało się jej, że człowieka tego zna doskonale, że spędziła z nim długie lata, życie całe! Wielkość jej malała teraz, drobniała i czyniła ją pokorną i mniej złośliwą. Pobladła i nie czuła, że kapelusz przekrzywił się jej, zsuwając na lewe ucho. Bezwiednie miękła w swym śmiesznym i mizernym gniewie, wobec jakiejś przepotężnej duchowej zagadki, którą odczuć umiała, lecz szła w nią na oślep, jak zwierzę w wąwóz pchane.
Chwilę, chciała się otrząsnąć z tego wrażenia, zwróciła się w stronę Marulki, lecz ten właśnie dobywał ukradkiem z kieszeni tabakę i gotował się do zażycia porządnego niucha.
I po raz pierwszy w życiu Frania od-