Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/622

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

serdecznej miłości, jak chciałaś wywołać ją w zbliżającym się ku tobie mężczyźnie?...
Helena potarła rękę po czole.
— Tak — powtórzyła — tak... masz racyę... jak chciałam... jak chciałam!...
Przez myśl jej przesunęła się chęć powiedzenia temu człowiekowi, że dla niego właśnie zabił kilkakrotnie cień jej serca, lecz zacięła się w moralnym uporze.
Schyliła się po leżące na ziemi okrycie.
— Ja już ztąd pójdę! — wyrzekła potulnie.
Narzuciła na plecy kolet i zaczęła wiązać z tyłu kapelusza końce woalki.
Ręce jej drżały, zdawało się jej, że wybiera się na pogrzeb jakiejś ukochanej przez nią osoby.
Born patrzył na nią, gładząc nerwowo swą splątaną brodę.
— Czy nie masz pani do mnie żalu? — zapytał, nie poruszając się z miejsca.
Ona odwróciła się i szła ku drzwiom przedpokoju powoli, z oczyma wlepionemi w ziemię.
— Ja? — wyrzekła nareszcie — ja mieć żal do pana? Za co?... Za to że mi pan przypomniałeś kim jestem w rzeczywistości?...
Lecz on prawie ostro poprawił jej słowa:
— Kim stałaś się w rzeczywistości.
Helena oparła rękę o klamkę drzwi i drżącym głosem odparła:
— Nie... nie ja to byłam temi wszystkiemi kobietami, które widziałeś we mnie. Żyły we mnie i działały całe setki, całe tysiące istot... One to wytworzyły dokoła mnie owe wrażenia, których bolesne skutki odbijają się na mnie w tej chwili... Nigdy nie byłam sobą, nigdy nikt z nas nie jest sobą!... Pamiętaj o tem... Te istoty, które za nas