Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/576

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jeżeli kto szkodzi wierze, to właśnie wy, krzyczący ciągle o konieczności ślepoty dla tych, co wierzą. Przeciwnie, otwierać szeroko źrenice, chłonąć blask, filtrować go w siebie i stać się nareszcie tym blaskiem. Zapewne, że najpierwsze i ostatnie przyczyny pozostaną zawsze zakryte dla naszego umysłu, ale ponieważ pomiędzy jednym a drugim ciemnym punktem jest świetlana ścieżka ezoteryzmu, należy iść nią a nie błądzić po omacku!... Mówię: ezoteryzmu... powinnam dodać: ezoteryzmu porównawczego. Nie znając bowiem źródeł wszystkich religij, nie poznamy religii!...
Spojrzała z góry na Hohego i Raka, który siedział z szeroko otwartemi ustami i wstała z fotela, rada z uczynionego wrażenia.
Na progu dostrzegła jasną sukienkę Żabusi.
— Sur ce — je vous quitte! — wyrzekła, zbierając starannie fałdy sukni, aby ukryć zabłoconą listwę.
Rak porwał się i ręce rozłożył.
— Obiecała pani pozostać na herbacie! — zawołał.
Lecz ona, rada z uczynionego wrażenia, pragnęła koniecznie odejść.
— Nie... nie! — mówiła z uśmiechem — przypomniałam sobie, że muszę dziś być w domu o ósmej.
Z wielką swobodą i pewnością siebie podała rękę Rakowi i Żabusi.
Hohemu ukłoniła się z daleka i rzuciła mu w formie przestrogi:
— Raz jeszcze... radzę panu, dla własnego jego dobra, nie występować przeciwko Żwanowi i nie brać udziału w napaściach na tego niepospolitego i zupełnie logicznego człowieka. Wyśmiewając