Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/575

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

działem, że mam do czynienia z rywalką pani Bławatskiej!...
Helena wzruszyła ramionami.
— Bławatska była potroszę komedyantką, tak jak każdy z teozofów, który ma do czynienia z ludźmi płytkiego umysłu i małej wiedzy — odparła niedbale — radzę panu jednak, choćby do zachowania swej powagi, nie drwić i nie śmiać się z rzeczy, o których widzę, że pan nie masz najmniejszego pojęcia.
Hohe brwi zmarszczył i wyprostował się na swym fotelu.
— Daruje pani — odparł — ale nie jestem tak wielkim, jak pani przypuszcza... głupcem. Jednak zdrowy mój rozsądek nakazuje mi oprzeć się tym śmiesznym eksperymentom, które ci panowie uprawiają z takiem zamiłowaniem. Pukaniem, stukaniem, podnoszeniem krzeseł, klepaniem po łysinie — chcą nas przekonać o istnieniu jakichś... ciał astralnych!... A, daruje pani... daruje pani!...
Rzucał się na fotelu, tarł monokl, wzruszał ramionami, parskał śmiechem.
— Zapomnieli ci panowie, że takich rzeczy się nie chwyta w siatkę, ani na fotografię! — ciągnął dalej — są to Tajemnice Boskie. Wiara... ślepa wiara! — oto wszystko, co nam pozostało!...
Helena śmiać się poczęła pogardliwie.
— Wiara ślepa? — dlaczego wiara ma być ślepą? — zapytała. — Tajemnica stworzenia świata w biblijnem znaczeniu zakrawa na tajemnicę, bo w tłomaczeniach rozlicznych zaciemniono jej symboliczne znaczenie. Lecz ci, którzy potrafiliby Biblię czytać, według hieroglifów egipskich, zrozumieliby, iż nawet w Biblii niema tajemnic.
Umilkła na chwilę, wreszcie dodała: