Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/424

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Hohe i Sosnowiczówna odetchnęli i natychmiast odzyskali równowagę.
— Biedny człowiek — westchnęła aktorka — rzeczywiście. Bywał u mnie czasem w Tarnopolu na herbacie... Umierał z głodu... alors, vous comprenez... był już wtenczas oryginałem, chciał zawsze sam nastawiać samowar, pomimo oporu służby... Uległam jego fantazyom, ceniłam w nim materyał na zdolnego człowieka... zawiodły mnie nadzieje... Zmarnował się!...
Hohe pokiwał głową z ubolewaniem.
— Zmarnował się — powtórzył.
Sosnowiczówna bawiła się znów kwiatami.
— Dlaczego panowie nie urządzicie na niego jakiej składki, aby go zamknąć, szkoda człowieka prawdziwie — wyrzekła, spuszczając oczy.
Hohe ręce rozłożył.
— Próbowałem nieraz, sam zapisywałem się pierwszy na listę, ale jakoś nie szło...
Sosnowiczówna ramionami wzruszyła.
— Nie umiecie się wziąć do dzieła — wyrzekła — już ja się tem zajmę. Podobno jest nieuleczalnie chory, najlepiej więc będzie, gdy go zamkną w jakim zakładzie.
Mówiła głosem łagodnym i słodkim, usta jej uśmiechały się dziecięco. W głębi jednak swej duszy pragnęła szczerze pozbyć się raz na zawsze tego obdartego dawnego kochanka, który pierwszy wtajemniczył ją w wiedzę miłosną i później porzucony przez nią w przejeździe z Sambora do Sądowej Wiszni, znajdował się od czasu do czasu na jej drodze, mówiąc jej „ty“, mszcząc się w ten sposób za kilka chwil pieszczot i kłótni, jakie wspólnie przeżyli. I dziś, gdy po długiej i mozolnej walce „doszła“, stanęła u szczytu karyery, kompromitował