Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/415

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

swoje usprawiedliwienie, że w ten sposób dają zarobek szwaczkom...
Chór młodzieży śmiać się zaczął głośno.
— Ha, ha, zarobek szwaczkom!...
— Tak, tak, one mają takie pojęcie o położeniu klas pracujących — zawołała Rózia. — Czy wiecie, że ta w zielonej, aksamitnej sukni, o ta, co tańczy z panem Drzewieckim, przyszła dziś do mego pokoju i zaczęła przeglądać leżące na stoliku książki. Zobaczywszy Proudhona, wyobraziła sobie, że to Sully-Prudhomme i prosiła mnie o pożyczenie tego... romantycznego filozofa!
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
— Hohe! — krzyknął Józef — uciekajmy!...
— Uciekajmy!
I całe grono rzuciło się ku drzwiom, roztrącając krzesła, podczas gdy ze schodków, prowadzących na rusztowanie sceny, zstępował Hohe, otoczony członkami komitetu, słodki i uśmiechnięty. Powoli, przeszedł dokoła sali jak monarcha, obdarzający słowem lub uśmiechem swych poddanych. Przestano tańczyć i damy zatrzymywały się na środku salonu, aby znaleźć się na drodze, którą kroczył literat.
Helena, oparta o ścianę, z rękami założonemi na piersiach, patrzyła z najwyższym niepokojem na zbliżającą się ku niej postać dawnego jej kochanka. Zaczęło ją ogarniać znów drżenie, jakie zwykle odczuwała w obecności tego człowieka.
Lecz równocześnie porwał ją gniew szalony, nienawiść, żal i uraza za to, że Hohe nie zdołał napisać i przedstawić rzeczy dostatecznie dobrej i pięknej, aby całe audytoryum porwać i zmusić do uwielbienia. Ta banda półdzieci, która przed chwilą drwiła z pretensyonalności i nicości Hohego,