Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/414

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Naturalnie, trzeba przecież wiedzieć, co robią mamuty i czy się prędko w proch rozsypią.
— Wiecie — zawołała Rózia — Hohe miał ochotę dostać się na sekretarza do „Wyrazu“!
— Dziwię się, że go nie wzięli. Pan Hohe-Tański doskonaleby się im przydał. Obłudnik, jakiś zniemczony szlachcic zapewne, w sam raz pasuje na owego obrońcę pseudo tradycyi i wspomnień rycerskiej szlachty... A jaki moralista... fiu... fiu!...
— Owa tyrada baronowej, podczas, gdy Waluś nieboże wciąż dmie w swą fujarkę!...
Parsknęli wszyscy śmiechem.
— Widzieliście, jak się kłaniał — spytała znów Rózia — jak oczy mrużył i kwiaty do gorsu koszuli przyciskał? Wódz szlacheckiej młodzi!... Blagier wstrętny i nieuk skończony. Zaabonował „Revue des deux mondes“ i tem w oczy ludziom ciska!... Chodźmy stąd zanim nadejdzie, jestem gotowa powiedzieć mu jaką impertynencyę.
Wstała, odsuwając z irytacyą krzesło. Blada jej twarz była ożywiona i oczy błyszczały.
Jej towarzyszki wstawały także, porając się same ze splątanemi krzesłami, bez pomocy obok stojących mężczyzn, którzy prowadzili teraz cichą rozmowę i nie silili się na galanteryę względem młodych dziewczyn.
Nagle jedna z nich zawołała:
— Patrzcie, filantropki tańczyć zaczynają!...
Muzyka za oknem zarzępoliła walca.
Kilka par wysunęło się na środek sali i zaczęło się kręcić, jakby nagłym obłędem zdjęte.
— Spełniają swe obywatelskie obowiązki — dorzucił Józef — zapłacą za suknię dwieście rubli a za bilet wejścia trzy... Zapytane, powiedzą na