Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/402

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Helena patrzyła na Siennickiego, który milczał i jadł uważnie kompot z renglod, odsuwając delikatnie pestki łyżeczką.
Był jednak bardzo blady i oczy miał szeroko rozwarte. Drgania jego twarzy zwiększyły się i przelatywały teraz wśród rysów z szybkością błyskawicy.
Tymczasem Szerkowski, rozzuchwalony powodzeniem, twierdził teraz, iż nietylko podczas napadów, lecz na jawie i w pełnem używaniu zmysłów, zdołał pochwycić, dotknąć zsiniałą rękę, która często po kilka minut przesuwała się przed jego oczami.
Szmer niedowierzania rozszedł się po sali.
— To niemożliwe, to nadto zuchwałe!... Katy King, spirytyzm, o nie, nie!...
Dały się słyszeć wybuchy śmiechu, brzmiącego jednak dziwnie nerwowo.
— A gdybyśmy spróbowali jakiego niewinnego doświadczenia — odezwał się Drzewiecki — stoliczek, albo ekierkę?
Lecz Żabusia zaczęła gwałtownie stukać łyżeczką w talerz.
— Nie, nie; nie trzeba, ja się boję strachów, zresztą doktor zakazał; jeżeli nie przestaniecie mówić o takich szkaradnych rzeczach, poskarżę się przed nim...
Wszyscy śmiać się zaczęli.
— Tak, tak — skrzeczała Żabusia — nie mam ochoty dostać bzika, jak wy wszyscy. Może to modne te wasze nerwy, ale ja wolę być zdrową i jeść surowe owoce, nie tak jak wy, gotowane w rondlu.
Pochwyciła z kosza gruszkę i jeść zaczęła chciwie, zanurzając białe, drobne ząbki w twardą biel owocu.
Lecz Helena długo rozmyślała nad słowami