Strona:Gabriela Zapolska - Dobrana para.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chique; wracając, dali szczutka Henrykowi IV-mu, którego biust wyzierał z pomiędzy dwóch rozsłoniętych portjer.
Atlrape bonhomme!
Henryk IV-ty ani drgnął, co wprawiło w niesłychaną dumę i radość Emila.
Wyszedłszy z Cluny, wstąpili na grenadinę słodką, pomieszaną z grenadiną gorzką, i było im nierównie lepiej za stołem przedmieściowej kawiarni, niż pomiędzy dziełami sztuki.
Wycieczkę tę odbyli właśnie wczoraj i dziś jeszcze żałują „straconego czasu”.
— Co ci ludzie widzą, chodząc tam tak często? — pyta Fanny, obgryzając ogon królika.
— Ciepło tam, ogień się pali, chodzą się ogrzać! — odpowiada Emil.
Nie zdjął z głowy kapelusza, ani palta z ramion. Zjadł cały półmisek fasoli, pochłonąwszy przedtem pół szklanki wermuthu. Oczka mu się błyszczą, z wąsów sos fasoli kapie. Ułamał kawał chleba i wyciera półmisek, zlizując resztki sosu.
Fanny macza znów ogon królika w salaterce z potrawką i obmazuje sobie przytem końce nieumytych palców.
— Wiesz — odzywa się wreszcie — praczka, ta z dołu, nie ta z góry, nie chce już prać bielizny żonie pułkownika. Podobno jej nie zapłacili ostatniej noty!
Emil podnosi z ciekawością głowę.
— Naprawdę?
— Słowo ci daję! — mówiła mi, że nawymyśla i całą scenę zrobi...
Śmieją się oboje na myśl o podobnym skandalu.