Strona:Gabriela Zapolska - Dobrana para.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

to dla nich rzeczą zupełnie obojętną, czy istniało cośkolwiek przed nimi i co będzie istniało po nich. Ona umiała fryzować sobie czub, jak nikt na świecie, i miała dar wyszukiwania wyzywających kapeluszy; on w „brasseries”, do których uczęszczał, był ideałem usługujących dziewczyn, z powodu dowcipów, któremi zasypywał ich wytłuszczone staniki, i umiejętności mieszania ze sobą najróżnorodniejszych likierów, amerpiconów, wermuthów, absyntów, grenadin, syropów, finów i innych brzydactw, pobudzających żołądki francuzów do apetytu i wiecznego kataru.
Fanny i jej mąż żyli bez jutra, bez zastanowienia żadnego.
Żyli, byle żyć, dzieląc czas pomiędzy domem i kawiarnią.
Głównym wypadkiem ich życia był jakikolwiek skandal, zaszły w kamienicy, lub bójka wyborców na bulwarach zewnętrznych.
Fanny, oprócz tego, zajmowała się gorąco różnieniem lokatorów pomiędzy sobą i podpatrywaniem prywatnego życia sąsiadów. Książki nie istniały dla nich wcale.
W Luwrze byli raz w niedzielę, odnaleźli „Kermess” Rubensa, zdeklarowali go „cochon”, pokazali język „Pięknej ogrodniczce” Rafaela, wyśmieli się z „Madonny” Murilla, a przed „Godami w Kanie” Veronesa pokładali się ze śmiechu.
Wychodząc z muzeum, Fanny oświadczyła, że woli magazyny Luwru, a Emil oznajmił, że dragi raz go już na takie farsy nie złapią.
Poszli jednak do Cluny, ze względu na sanki i karety tam wystawione; znaleźli rzeczy te rudeturne