Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Car jedzie.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
SCENA 2.
Pani, Kucharka, Stróż
(wchodzi, ubrany w nową bluzę, buty wyszwarcowane, mina zucha, z głupia frant, patrzy po kątach, zuchwały a uniżony)
Stróż.

Dzień dobry Wielmożnej pani. Ja... wedle śtandaru.

Pani.

Czegóż Jacenty chce? Założył Jacenty chorągwie jeszcze rano.

Stróż.

Tak... jeno się jedna zbakierowała. Tak pan rewirowy powiada, że jedna się perekosiła... Kazał siej czas naprostować.

Pani.

Niech Jacenty naprostuje... Ale proszę cicho. Starszy pan śpi... Niech Jacenty ciszej chodzi.

Stróż.

Ja nie winien, że u mnie buty ciężkie. Chodź ino ze mną.