Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Car jedzie.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Pani.

Magdaleno... niech Magdalena zapuści storę na balkon.

Kucharka.

Dobrze proszę pani. I Róźki nie widać. Poszła pod kościół św. Aleksandra, stoi tam z ołtarzykiem i liliją. Mnie też namawiali, ale ja nie chciałam. Na procesyę dobrze, ale na takie parady sensu niema, co?

Pani.
(chodzi niespokojnie od drzwi przedpokoju, do drzwi balkonu)

Jeszcze ich niema!...

Kucharka.

Niech się pani nie boi... Bóg miłosierny będzie czuwał, nic się im niebożątkom nie stanie... Panna Wandzia iść nie chciała... Miała łzy w oczach jak wychodziła.

Pani.

Cicho... stróż...