Strona:Gabriela Zapolska - Buciki Maryni.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
2)
BUCIKI MARYNI.
NOWELKA
przez
Gabrjelę Śnieżko-Zapolską.

Zawiejski na kołdrę umierającej składał ananasy, saszety woniejące werweną, pudełka welutiny, paczki mandarynek, kryształowe flakoniki, flaszki corylopsisu — opłacając te odrzucane za chwilę w kąt cacka, całemi dniami teraźniejszej nędzy, wśród których on i dziecko brakiem ciepłej odzieży okupywali ananas dotknięty sztywniejącemi palcami umarłej kobiety.
Zawiejski przed pracą się nie cofał. Razem ze śmiercią żony przygasły w nim wszystkie pragnienia użycia. Być może, iż to było tylko chwilowe, w każdym razie mężczyzna ten pracował od świtu do zmroku, powracając do domu, aby dziecko do snu utulić i usiadłszy przy stoliku czytać — lub usiłować… czytać.
Był wtedy tak zmęczony tą pracą biurową, bezmyślnem kreśleniem suchych cyfr, że mimowoli wzrok jego błądził po kartkach książki, a znużona głowa do snu się chyliła.
I siedział tak długą chwilę pogrążony w pół śnie, z którego zrywał się raptownie, sądząc, iż słyszy kaszel żony lub jej cichy, bolesny jęk…
Lecz nie — to tylko przywidzenie.
To Marynia śpiąc kaszlnęła, lub jęknęła cichutko, jak umieją jęczyć tylko dzieci, od których matka w dal ciemną odeszła.
I biedny ojciec stał znów nieporuszony na środku tego pustego pokoju, po którego ką-