Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zwolna, z rodzajem tryumfu, wysunęła się dłoń Pawła. Cudna pąsowa róża uśmiechała się swym wonnym kielichem i rumieniła się, jak te promienie wschodzącego słońca, które czerwonym blaskiem oblewały niebo. Biedna dziewczyna w łatanym niebieskim kaftaniku złożyła ręce jak do modlitwy.
— Róża!... jaka cudna róża!...
I uśmiechała się do kwiatka, nie śmiejąc ująć go w swe grube i niekształtne palce. Paweł dumny z jéj radości, sam poczuł dziecinną jakąś wesołość przepełniającą mu duszę.
— Weź! to dla ciebie...
I podawał jéj kwiat wonny, a usta rozchylał mu serdeczny, poczciwy uśmiech.
Dziewczyna wzięła nakoniec różę i oglądała ją długo.
Biedna! Jakże mało podobieństwa było między tą kobietą a purpurową królową kwiatów. Mówią, że kobieta jest żyjącym kwiatem. Marysia była rzeczywiście kwiatem młodym, jasnym, czystym, ale mróz życia zważył przed czasem tę delikatną roślinę — pył ceglany osiadł na białéj koronie i przygniótł ku ziemi tę głowę dziewczęcą, nie dając jéj stać prosto i patrzéć spokojnie w słońce. I teraz stoi to biedne dziewczę, ten kwiat żyjący, z purpurową różą w spracowanéj dłoni, nie śmiejąc przystroić swoich jasnych włosów w zwykłą młodym kobietom ozdobę.
Po raz pierwszy zawstydziła się Marysia swego zniszczonego niebieskiego kaftanika, bo aksamitna szata róży zanadto odbijała przy łatanéj odzieży. Dziewczyna ukryła więc kwiatek na piersiach, przywiązawszy go do wązkiéj tasiemeczki, na któréj wisiał