Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyśmiał. Tworzyli plany na przyszłość. Niedługo mieli się pobrać, zostać żoną i mężem. Inaczéj nie pojmowali swéj miłości. On przestał pożyczać pieniądze kolegom i palić papierosy — składał zarobek, aby miéć czém opłacić księdza i dwie świece, któreby im zapalono na ołtarzu. Dnia tego — mówił — będzie ślicznie słońce świeciło, a organy w kościele będą grać jak na sumie! Na te słowa Marysia składała ręce i przymykała oczy. Zdawało się biednéj dziewczynie, że już jest w kościele i słyszy głos księdza, który ją pyta: „Czy masz silną i nieprzymuszoną wolę?” I mimowoli wyrwał się jéj głos „mam! ach, mam silną wolę zostać jego żoną...”
I ona ze swéj strony składała każdy cent, każdą zapracowaną sumkę. Nie jadła nic oprócz chleba i zaczęła chudnąć i mizerniéć bardzo. Nie zważała wszakże na to — gorączkowo chwytała się każdéj pracy. Wieczorem, gdy powracała do domu, wstępowała do sąsiedniéj praczki i tam prała lub prasowała do późnéj nocy. Rano, skoro świt, była już na nogach i nosiła konewkami wodę, lub rozpalała w piecu. Dawało jéj to nędzne wynagrodzenie, ale Marysia potrzebowała gwałtem zebrać potrzebne pieniądze — nie mogła się więc wahać w wyborze pracy. Chcieli się pobrać jaknajprędzéj. Byli oboje sami na świecie... Zdawało się tym biednym ludziom, że łatwiéj im będzie iść przez życie we dwoje. Zaprzęgnięci do taczki życia, ładownéj troską i codziennym smutkiem, mniemali, że łatwiéj pociągną ten ciężar, złączony z ich istnieniem. Marzyli o małéj, maluchnéj izdebce z okienkiem, gdzieby mogli mieszkać sami, i zmęczeni po pracy codziennéj, odpocząć wśród ciszy letniego wieczoru. W sercu tych dwoj-