Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/282

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i żądzy zmysłowéj, rozpala jéj krew, drży cała z gniewu i gorączki.
Mocno przyciska krzyczące dziecko i jedną ręką ściskając mu nosek, wlewa po kropli usypiający napój. Dziecko się krztusi i łyka palącą wodę, oczy łzami zaszłe obraca na twarz swéj opiekunki — ona bezprzytomna, z zaciśniętemi ustami, nie zważa nawet, jaką dozę wlewa trucizny. Ona wie tylko tyle, że tam na górze, w zielonym pokoju, czeka na nią hrabia, a opóźnienie stać się może dla niéj zgubą. Nakoniec zabrakło wódki — dziecię leży ciche, z popalonemi ustami i powoli przymyka powieki. Od czasu do czasu jęk cichy, stłumiony, wydziera się z téj malutkiéj, słabéj piersi.
Małaszka kładzie dziecko do kołyski i chwilę słucha. Dziecko zdaje się zasypiać. Przykrywa je kołderką i chowa flaszkę od wódki pod łóżko. Nic już nie stoi na przeszkodzie — może biegnąć do niego.
Wysuwa się pociemku i na palcach przebiega długi kurytarz. Ładna lampa z matową banią oświetla białe ściany i złote szlaczki.
Małaszka przesuwa się jak cień, zaciskając wkoło nóg swą czerwoną spódnicę, bo się obawia najlżejszego szelestu. Serce bije jéj gwałtownie, gniewa ją to — bo się jéj zdaje, że nawet to bicie serca zdradzić ją może.
Przechodząc, zaczepia o jeden z wielkich wazonów stojących koło lustra i omal nie przewróciła go.
Przestraszyła się bardzo i przyśpieszyła kroku.
Na kurytarzu nie było nikogo. Również na wązkich wschodach, prowadzących na facyatkę.
Za chwilę Małaszka była pode drzwiami zielonego pokoju. Ujęła klamkę i tak stała czas jakiś niepewna i wahająca. Nakoniec przemogła nieznane wzruszenie,