Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Małaszka nie umiała czytać, ale chłopskie jéj powonienie odgadło szynk i przeczuło wódkę. Za chwilę stanęła przed szynkwasem, podając niewielką butelkę, i cichym głosem rozkazała nalać w nią miarkę jaknajmocniejszéj wódki. Gdy spełniono jéj żądanie, zapłaciła i uciekła szybko, nie oglądając się poza siebie.
Wróciła do domu i wdrapała się na wschody.
Gdy weszła do dziecinnego pokoju, była dziwnie pomieszana. Nie rozumiała jednak swego pomieszania. Nie chciała przecież zrobić nic złego.
Pragnęła iść na wyznaczoną schadzkę, a tu dziecko krzykiem swoim mogło odkryć jéj nieobecność. Trzeba je uśpić. Nieraz przecież widziała, jak gospodynie na wsi usypiały krzykliwe dzieci. Dawały im trochę wódki, a bębny potém spały jak zabite w swych plecionych kołyskach. Ona téż da dziecku kilka kropel wódki, która szkodzić nie może, owszem pomoże. Jeśli dziecko ma choć jakikolwiek zaród choroby — to wódka ten zaród w niém struje. Tak rozumując, bierze na kolana dziecię, a drugą ręką sięga po przyniesiony trunek. Maryanek się wzbrania, jakby przeczuciem wiedziony wyrywa się z kolan mamki i konwulsyjnie rzuca się całém ciałem. Małaszka usiłuje wlać mu trochę palącego napoju w ściśnięte usta. Przychodzi jéj to z trudnością — Maryanek zasłania usta rączkami i gwałtownemi ruchami rozlewa wódkę po batystowéj koszulce.
Małaszkę ogarnia wielka niecierpliwość — w ten sposób nie skończy nigdy. Ściemnia się coraz bardziéj — spóźni się. Kto wie, może hrabia czeka, a znudzony odejdzie.
Pragnienie nasycenia swéj próżności, a wreszcie