Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Przestraszyła się jednak naprawdę, dotąd jeszcze plecy pokrywają krople potu, a twarz ma bladą, bardzo bladą. Dziwna rzecz! zkąd stanął przed nią ten człowiek, którego zostawiła tak daleko, w pustéj chacie pod bramą, i o którym nie myślała nigdy? Czego on chciał od niéj wśród téj jasnéj pańskiéj komnaty?
Nie trzeba myśléć o nim! I zaczyna przypominać sobie wypadki téj nocy. Uśmiech powraca na jéj usta, schadzka w zielonym pokoju do reszty rozprasza trwogę.
Pójdzie na nią, pójdzie z pewnością.
Ale Maryanek może krzyczéć podczas jéj nieobecności.
Hrabina posłyszy, przyjdzie i postrzeże.
Nie domyśli się, gdzie pójść mogła; ale mamce pod utratą służby nie wolno oddalać się od dziecka.
Siedzi więc i myśli. Nagle zrywa się uradowana.
Wyborny sposób przyszedł jéj do głowy — Maryanek będzie spał jak kamień, i nie zapłacze ani razu.


∗                    ∗

Ściemniało już prawie, gdy z kamienicy zajmowanéj przez rodziców Maryanka, wybiegła Małaszka, kryjąc coś pod wełnianą chustką, narzuconą na ramionach. Obejrzała się dokoła i stała przez chwilę, jakby przypominając coś sobie; nagle zwróciła się na prawo i biegła szybko wzdłuż ulicy. Na rogu mignęła wielka latarnia z kolorowemi szybami. Oświetlone wnętrze pozwoliło czytać napis: „Skład wódek i piwa.”