Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/272

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Słuchała go milcząc, z miną nawet surową; uśmiechem zmusiła go do przypomnienia sobie zimowego ranka, teraz uśmiech ten ukryła, a przybrała zimną, lodową maskę.
Opanowany szaloną żądzą, podnieconą dziwném zachowaniem się kobiety, wyciągnął znów ręce. Zbliżył się i całował jéj haftowaną cienką koszulę. Przez pajęcze płótno czuł ciepłe, miękkie ciało, które uginało się pod dotknięciem drżących ust jego.
Ona stała sztywna, z zaciśniętemi wargami.
On tymczasem schwycił jéj rękę obnażoną, i zsunąwszy szeroki rękaw koszuli, okrył ją chciwemi pocałunkami.
Maryanek zapłakał. Choć Małaszka biła i szczypała biedne dziecię — ono w prostocie swéj niewinnéj duszyczki przywiązało się do swéj karmicielki. Nie znając się na wybuchach namiętności, sądziło, że hrabia wyrządza jakąś dotkliwą krzywdę Małaszce.
Ale hrabia nie słyszał płaczu dziecka: namiętność nie chciała uciszyć się. Pochylił się nad nią, patrzył na jéj szyję, gdzie wiły się drobne włoski.
— Chcę cię widziéć... — szepnął prawie rozkazująco.
Ale ona poprawiła dziecku koronkę u koszuli i z pyszną obojętnością odeszła, zostawiając go na środku altany. Gdy się odwrócił, ujrzał ją rozmawiającą z wielkim spokojem z panią hrabiną, która w téj chwili weszła.
Małaszka zdawała sprawę z niefortunnych prób fotograficznych i żaliła się z miną niezadowolnioną, że wskutek tego ona sama wyrzec się musi posiadania swego wizerunku.