Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Podzwrotnikowe gorąco!
Hrabina nie może dłużéj wytrzymać w oszklonéj altanie fotografa. Schodzi powoli z krętych wschodów, ocierając pot z czoła.
— Nie mam siły... — mówi mdlejącym głosem.
— Niech pani hrabina przejdzie do buduaru — prosi jasnobrody fotograf — my tu sami damy radę i krzywdy pieszczoszkowi nie zrobimy.
Hrabina uległa rozsądnéj perswazyi i wchodzi do ciemnego pokoiku, powleczonego białym i czerwonym kretonem, na podobieństwo dziesięciocentowych muzeów wiedeńskich.
Tymczasem na górze, w atelier, rozlega się krzyk pieszczoszka, którego podobiznę zdejmują dziś po raz czwarty.
Malec siedzi na kolanach mamki, i roztwierając szeroko buzię, wrzeszczy w niebogłosy. Boi się ciemno pokrytéj maszyny i samego fotografa. Jest-to bezwątpienia bardzo wdzięczny obrazek rodzajowy, który malarz przeniósłby na płótno i podpisał: „płaczące chłopię” — ale fotograf innego jest zdania: pragnie uspokoić rozgrymaszone dziecię i pokazuje mu w tym celu zakurzone koszyczki i połamane wazony. Ale prześliczne te rzeczy wywołują jeszcze większy lament i rozpacz ze strony Maniusia.
Widocznie jest dziś zdenerwowany i jawnie protestuje przeciwko wszystkim wynalazkom nowoczesnym.
Na wschodach dają się słyszéć męzkie kroki — po chwili do atelier wchodzi sam hrabia...
Powrócił przedwczoraj — a ponieważ zajęcie się dzieckiem uważa za nader miłą dywersyę wśród swych