Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ci synowie stanowią rozkosz jego życia, podporę jego starości.
Od kilku dni wszakże krążą głuche wieści, a niepokojące bardzo.
Mówią, że jaśnie pani postanowiła usunąć Szmula z karczmy.
Miano oddać arendę karaimom, którzy się zemsty Szmula nie bali.
Trzeba zbadać rzecz na gruncie.
Dlatego to cała gromada ciśnie się do karczmy, zamiast powracać do domów.
Na czele Iwanycha, a tuż za nią Małaszka. Szmul przyjaźnie wita wszystkich, uspakaja bardziéj zatrwożonych — wzrusza ramionami i wogóle ma pewną siebie minę.
Gospodarze i gospodynie zasiadają ławy, kładac ręce na stołach. Rozszerzają o ile możności łokcie i spoglądają z zadowoleniem po brudnych ścianach izby. Dziewki zbiły się w jeden kąt, jak stado owiec, i popychają się nawzajem. Popychanie owo stanowić ma najwyższy szczyt wdzięku i kokieteryi. Wszyscy chwytają blaszane miarki i raczą się palącym przysmakiem.
Wnuczek Szmula, pejsaty piętnastoletni wyrostek o twarzyczce cherubina i przejrzystém wejrzeniu, rozlewa wódkę, starając się napełniać tylko przez pół blaszanki.
Szmul oparł się o ścianę, i gładząc siwą brodę, rozmawia z dwoma na koléj śpieszącymi żydkami.
Na dworze ściemniło się zupełnie, jedna naftowa lampeczka, przybita wysoko, oświetla słabo wnętrze karczmy.
Pełno tam gwaru, hałasu i dymu.