Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ostra woń wódki, zmieszana z zapachem cebuli i swędem kopcącéj lampki, tworzy przygniatającą atmosferę.
Coraz głośniéj, coraz gwarniéj i ciemniéj. Z kątów wyrywa się chwilami przyciszony chichot dziewczyny, lub głośny odgłos pocałunku. Gospodynie kiwają głowami i przekręcają chustki na ucho.
Wszystkie te twarze płoną, oczy się iskrzą, usta drżą od wewnętrznéj gorączki.
Jakiś żar czuć w téj dusznéj, ciemnéj izbie — coś, co przyśpiesza obieg krwi, oczy mgłą zasłania.
Zda się, że chmury wódki pływają w powietrzu, wszystko tonie w téj mgle niewidzialnéj dla oka, ale tłoczącéj piersi, przygniatającéj mózg człowieka.
Na środku Szmul poważny, spokojny, ze swą siwą brodą i profilem patryarchy. Na ławce pod ścianą siedzi Małaszka.
I jéj policzki płoną, wilgotne usta drżą, czerwieniąc się koralową barwą.
Wielkie siwe oczy otwarła szeroko i wpatruje się w ciemny brudny sufit karczmy.
Pod wpływem wódki, któréj matka nie żałuje swéj doni, po głowie dziewczyny przesuwają się tysiące myśli.
Nizka, zapadła karczma przemienia się w pałacyk o smukłych gotyckich wieżyczkach; brudna izba jest nagle wspaniałym złoconym pokojem, tak wysokim jak cerkiew.
Naokoło pali się sto świec dużych woskowych, w drewnianych ogromnych lichtarzach.
Ona sama siedzi na miękkiém krześle i ustrojona