Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Była zawsze jednakowo piękna, ale przecież twarz jéj wydała się zmienioną, starszą, a dwie bruzdy zarysowane na policzkach i zaciśnięte usta rzucały cień na te klasyczne, ukochane przeze mnie rysy. Nagle zmarszczki znikły i zalotny uśmiech wykrzywił twarz jéj poważną.
— Na Zeusa! — zawołała — nie masz wcale zachwyconéj mną miny, ale mam nadzieję, że skoro się poznamy, zmienisz o mnie zdanie. Trzeba, żebyś zobaczył mię w sandałach o podwójnéj podeszwie, jestem daleko wyższą; a ten węzeł włosów także mnie nie upiększa. Dzieckiem, źle mnie żywiono, dlatego jestem blada i brak mi rumieńców. Szczęściem, jest na to sposób. Niedaleko świątyni Hestyi znajdziesz sklepy, w których sprzedają róż, przynieś mi trochę.
Przycisnąłem ręce do piersi. Jakto? więc i ona, ta biała, ta promienna chce sztucznym rumieńcem kłamać zdrowie przed ludźmi, a fałszywemi klejnoty mamić oczy łatwowiernych! Czyż to jest wyśniony mój ideał — gorączka i tęsknota moja? Czyż to ją prowadzić miałem przez życie nieświadomą fałszu i obłudy? onaż to miała mię kołysać do snu melodyą pieśni, o któréj marzyłem!... Oto stoi przede mną i prosi o trochę różu, kosztowne jedwabie i wonne pachnidła. Śmieje się do mnie tym samym śmiechem, którym dawne moje kochanki wyłudzały pieszczoty lub przysięgę wiecznéj miłości.
I patrzyłem na nią z bólem niezmiernym, bo czułem, że dusza rwie mi się w kawałki, a przede mną otwiera się bezdenna próżnia. Ideał, który jaśniał jak brylant czystéj wody, okazał się szkłem czeskiém, oprawném w piękną formę. Ona nie rozumiała mnie