Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niec okrywa ramiona ciepłą zarzutką i kieruje się ku wyjściu. Nagle wzrok jéj pada na stojącą na boku szwaczkę. Powraca i wyjmuje z szufladki szeleszczący papierek.
— Niech się zabawi — dodaje przez ukarminowane usta — niech się zabawi!
Tren znika z szelestem za purpurową portyerą. W salonie czeka na Henrykę druga lalka, nazwana przyjaciółką. Obie schodzą po dywanem wyłożonych wschodach, prowadząc we francuzkim języku głośną ożywioną rozmowę. Bukiet kamelij bielejący w dłoni Henryki dostarcza widocznie tematu, gdyż obie przypatrują się śnieżnym kwiatom, śmiejąc się i wzruszając ramionami. Białe kwiaty więdną pod wpływem tych słów mrożących lodowatym chłodem ironii. Chylą swe płatki zawstydzone dziwnie jakoś. Widocznie rozumieją francuzki język i wiedzą znaczenie ironicznych słówek, rzucanych przez te dwie wonne damy, wsiadające do karety.
Równocześnie z bramy wybiega drobna postać niewieścia, otulona w wytarty płaszczyk i wełnianą chusteczkę. Przeciska się przez tłumy przechodniów i wydostaje na rynek. Tu staje pod jedną z latarni gazowych i opiera zmęczoną głowę o słupek żelazny. Po chwili podnosi do oczów zmięty różowy papier z nadpalonemi brzegami.
W bladawém świetle latarni czyta nieszczęśliwa dziewczyna następujące słowa:
„Jedyna! dziś na balu — przywitamy wesoło Rok Nowy! Do widzenia! Twój Adam.”
Jéj Adam!...