Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szkać, ubrać się! A ta piękna pani pyta: „czemu się nie leczy?”
Nagle drzwi się otwierają i ta sama pstrokata panna służąca wsuwa się do pokoju i podchodzi do jasnéj pani. Z układnym uśmieszkiem podaje bukiet złożony z białych kamelij z wiązanka purpurowych kwiatów. Henryka obojętnie sięga po konwalie, widocznie czekała na nie i pewną była ich przybycia. Panna służąca wychodzi i dwie kobiety znów pozostają same. Szwaczka wszakże podniosła głowę i płonącemi źrenicami przypatruje się bukietowi. Dwie plamy gorączkowe rysują się na jéj policzkach. Ręka drży, rozsypując deszcz drobnych szpilek na białych falach jedwabnego trenu. Pani Henryka powoli, ruchem pieszczonéj kotki porusza drobne paluszki po listkach białych kwiatów. Szuka czegoś. Znalazła!... Teraz nachylona czyta z uśmieszkiem maluchną różową karteczkę i kręci kształtną główką. Poczém wzrusza ramionami i wyciąga rękę wraz z kartką do płonącéj świecy. Żółtawy ognik łączy się z miłosnym bilecikiem i tańczy po brzegach różowego papieru z jakąś ironiczną przekorą. Piękna pani rzuca na ziemię płonący bilecik i zaczyna wciągać długie białe rękawiczki.
W téj chwili szwaczka wyciąga rękę i chwyta palącą się ćwiartkę w drżące ze wzruszenia palce. Kryje ocalony papier w dłoni i wstaje zwolna z ziemi. Ubranie skończone, arcydzieło złożone z fal jedwabiu, obłoków welutyny, koronek i woni fijołków, a nazwane kobietą, może jechać na bal po berło i królewską koronę. Pani Henryka przegląda się raz jeszcze w lustrze, uśmiecha, pudruje, ściera puder i znów pudruje — nako-