Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziesięciu laty płakała rzewnie, przynosząc białą sukienkę dla dwudziestoletniéj próbantki. Jest-to teraz jasna, miła kobiecinka, ubrana skromnie, ale z dziwnym gustem, w słomianym kapelusiku na złotych włosach. Po śmierci babki pracowała ciężko nad uzbieraniem skromnego fundusiku, ażeby połączyć się wreszcie z tym, którego wybrało jéj serce. Czekali długo, aż on osądził za dostateczną kwotę, uzbieraną z oszczędności obojga. I poszli przed ołtarz majowego ranka, uśmiechnięci, spokojni, jak żeglarze, gdy zdążają do portu. Przysięgli sobie miłość i wiarę, a teraz żyją spokojnie, pracując i kochając się naprzemiany.
Młoda kobieta rozwinęła się jak kwiat cudny pod tchnieniem miłości. Różowa jéj jutrzenka niesie z sobą zapach świeżości w zatęchłą atmosferę klasztorną. Przy niéj wysoki, przystojny mężczyzna wita nową przełożonę przyjaźném skinieniem głowy. Ma on pod ciemnym wąsem uśmieszek ironiczny i ciekawemi oczami spogląda na dwie czarne postaci, majaczące za kratą.
Siostra Marya Rafaelina wita nowoprzybyłych znakiem krzyża świętego i rozsiada się w fotelu. Kazia mówi dużo, a mówiąc, patrzy ciągle na męża. Jest w tém spojrzeniu tyle miłości, tyle pragnień, tyle mimowolnéj kokieteryi, że Marya Rafaelina czuje się zmieszaną, a pomimo tego zmieszania, oczów od siostry oderwać nie może. I w miarę, gdy Kazia opowiada przebyte troski i kłopoty, a potém roztacza przed nią obraz domowych rozkoszy, w umyśle matki-przełożonéj powstaje cały szereg porównań, które mimowolnie nasuwają się przed jéj oczy. I widzi siostrę swą uśmiechniętą, różową, pełną życia i zdrowia, żyjącą istnieniem drugich, zapatrzoną w oczy człowieka, któremu się oddała