Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pargaminu, a bladość warg — bezkrwistość młodych dziewcząt. Wszakże gromadka „sióstr kołowych” śmiała się świeżością i jakimś wdziękiem dziewczęcym. Było ich trzy, wszystkie młode i wesołe, z oczami świecącemi jakimś fosforycznym blaskiem i z kibicią kształtną i pełną. Wychodząc bezustannie na ulicę i załatwiając sprawunki klasztorne, miały w fałdach swych habitów jakąś miejską swawolę, gwar ulic i turkot dorożek. Stanowiły one jasną nutę na tle téj ciemnéj pieśni, którą nuciły zawiędłe siostry wśród promieni sierpniowego słonka. Daléj siedziały dwie próbantki, dwie młode siostry, aspirantki na „siostry domowe,” to jest siostry bez dyplomów szlacheckich.
Była bowiem za tym ciemnym murem, gdzie wszystko tchnęło równością, arystokracya z waryacyami, był stan pośredni i motłoch w białych welonach. Ponad wszystkie wszakże górowała matka-przełożona w swéj karmazynowéj koronie. Piła kawę z godnością wielką i usiłowała być szczęśliwą.
Napróżno! i tu biedna kobieta nie znalazła spokoju. Mimowolnie wzrok jéj zwracał się w stronę, gdzie na uboczu siedziała jedna z sióstr — samotna, z głową opartą o pień drzewa. Była to kobieta wysoka, o tęgich silnych ramionach, pełnym gorsie i szerokiéj szyi. Życie klasztorne nie zdołało zniszczyć potęgi zdrowia i nadmiaru siły, którą ta kobieta ze sobą na świat przyniosła. Był to wyborny materyał na żonę urzędnika i matkę sześciorga dzieci. Dwa purpurowe rumieńce na twarzy zdały się tryskać ogniem wobec tych zżółkłych i smutnych twarzyczek, z których rumieniec znikł bez śladu. Oczy téj dziwnéj siostry miały wyraz szklany, trupi. Była ona ciemną i umysł jéj był mocno nad-