Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przez nią środki są niczém i że męczarnie jéj trwać będą do nieskończoności.
Wtedy wmówiła w siebie pychę i zaczęła dążyć do wyniesienia się ponad inne siostry. Wiedziała, że popełnia tém grzech ciężki, ale wolała już skompromitować zbawienie duszy, byle miéć cel, dla którego wstaje się rano, a kładzie wieczorem. I stało się, czego żądała. Po kilku latach włożono na nią papierową koronę, a siostry poklękały kornie naokoło jéj krzesła. Siedziała tuż pod srebrną puszką, w któréj oprawne było serce królowéj-fundatorki, a razem z tym szczątkiem królewskim jakiś majestat spłynął na jéj ramiona. Z wyrazem dumy spoglądała dokoła, a ciemne oczy pomimo woli zdradzały rozkosz z wyniesienia nad inne, maluczkie. Gdy skończył się obrzęd koronacyi, siostra Marya Rafaelina, a obecnie matka-przełożona, zezwoliła łaskawie, aby in gratiam téj uroczystości poobiednia kawa wypitą została w ogrodzie, z dodatkiem jednego ptysiowego obwarzanka na osobę.
Zgromadziły się siostry w przeznaczoném na ten festyn miejscu i obsiadły zieloną trawę, jak stado czarnych, milczących wron. Ptysiowe obwarzanki zachwycały swym nieporównanym smakiem, co jednak nie przeszkadzało niektórym, bardziéj dbającym o zbawienie siostrom, maczać ciasta w piasku i spożywać w ten sposób łakocie, zapewne na większą chwałę Pana Jezusa.
Matka przełożona w swéj tekturowéj koronie włożonéj na sam wierzch głowy siedziała wyprostowana i sztywna, spoglądając na swe poddane.
Promienie słońca przedzierały się przez gęste liście drzew i ozłacały powiędłe i zasuszone twarze „sióstr rzeczywistych.” Każda z tych twarzy miała żółtość