Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przecież nie habit i modlitwy, nie post lub wreszcie dyscyplina. Kazia znała inne krzyże, stokroć cięższe. Choroba babki, jéj grymasy i bezsenne noce przy łożu dogorywającéj staruszki, bezustanna troska o jutro, męczarnie z niepojętnemi uczennicami, utrata korzystnéj lekcyi, a tém samém zachwianie egzystencyi.
Tymczasem stojąca za kratą dziewczyna szła niby na męczeńską drogę, pozostawiając za sobą wszystkie drobne troski życiowe, wszystko, co nam dolę zachmurza i smutek na czoło sprowadza. Odgradzała się od świata grubym murem klasztornym, nie pracując na wyżywienie siebie, ani drugich. Usuwała się od obowiązków wnuczki, siostry, żony, matki. Opowiadała wprawdzie o froterowaniu chóru i zamiataniu kurytarzy, ale cóż dobrego przynosiły te bezużyteczne prace społeczeństwu lub jéj saméj? Wszak siostry mogły śpiewać chwałę Jezusowi w niefroterowanéj kaplicy.
Była to papużka czarna, bezwłasnowolna, wyuczona kilka frazesów i dążąca do nieokreślonego celu. Mówiła wiele o poświęceniu, ale dla kogóż poświęcała swą młodość, zdrowie i swobodę?
Kazia pragnęła pomówić z siostrą szczerze i otwarcie, chciała jéj wyznać pewną tajemnicę, tkwiącą w jéj serduszku. Oto pewien młody urzędnik prosił o jéj rękę. Babka się zgodziła, dzień ślubu był wyznaczony.
Powaga oblubienicy Chrystusowéj zaimponowała wszakże ziemskiéj narzeczonéj, nie śmiała profanować zakonnego parlatoryum, którego białe ściany wznosiły dokoła czyste, niewzruszone linie.
Za oknem wychodzącém na dziedziniec klasztorny gdakały kury i szczekały psy. Od czasu do czasu wchodziła siostra kołowa i udawała że ściera z krzeseł pro-