Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z téj mistycznéj ekstazy. Powoli znikały rumieńce z jéj twarzy, tylko czarne oczy świeciły jak gwiazdy promienne; pracowała ciężko i z zupełném zaparciem własnéj woli. Czyściła chór, klękając co chwila przed relikwiami, lub składając dworskie ukłony przed pustém krzesłem przełożonéj. Gdy zmęczona siadała na chwilę na wschodach i nacierała woskiem szczotki, powtarzała zadyszanym głosem:
— Dla większéj Twéj chwały, wiekuisty Boże!
Jadała kluski z morelami, lub piła kawę ze śledziem. Kombinowała najrozmaitsze potrawy dla umartwienia swego niegodnego ciała. Ćwiczyła się w doskonałości i zanudzała swego spowiednika rozmaitemi wątpliwościami co do zbawienia swéj duszy. Gdy zapadło „wielkie milczenie,” dałaby sobie pierwéj rękę uciąć, jak odezwać się jedném słowem.
Nieszpory śpiewała cienkim, przejmującym głosem, a klęcząc za stallami, jako siostra-próbantka, marzyła o chwili gdy zasiądzie w politurowaném krześle i odpowiadać będzie na interpelacye siostry-asystentki.
Zjawiała się najpierwsza na porannych modlitwach, z czepkiem przekręconym na bakier dla zbytniego pośpiechu. Próbowała się trzy lata, aż nakoniec przyszedł wielki dzień obłóczyn.
Starsza jéj siostra, żyjąca na świecie, płakała rzewnie, przynosząc jéj biały strój potrzebny na tę uroczystość. Były bowiem sierotami i miały tylko babkę, zachwyconą powołaniem młodszéj wnuczki. Babka będąc sparaliżowaną, nie mogła przyjść sama do kościoła, ale błogosławiła wnuczkę i dziękowała Bogu, że ją Duchem Świętym napełnić raczył.
Przyszła chwała klasztoru rozpłakana, szczęśliwa,