Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Była ubrana w granatowy wełniany kostyum i kapelusz z piórem. Małe oczy latały przenikliwie wśród żółtéj cery twarzy.
Ujrzawszy Wielohradzkiego, zbliżyła się szybko.
— Pan Wielohradzki? — spytała.
Tadeusz stanął i uchylił kapelusza,
— Tak... — odparł zdziwiony.
— Jestem panna służąca hrabianki Dobrojowskiéj...
Wielohradzki nałożył kapelusz, lecz serce mu zaczęło kołatać tak szybko, iż musiał aż usta otworzyć dla nabrania oddechu.
— Hrabianka kazała pana prosić, aby pan dziś był w teatrze!
Ukłoniła się i szybko przyciskając łokcie do bioder, uciekła.
Ani na chwilę nie przebiegła przez umysł Wielohradzkiego myśl: nie pójść! Pełen nadziei wbiegł do bramy, wdrapał się na schody, cały zajęty myślą wydostania od „mamusi” trzech guldenów, potrzebnych na bilet i wynajęcie lornetki. Radośnie, wesoło zadzwonił i, wpadłszy do pokoju, od progu zawołał:
— Mamusiu złota! jedyna! królowo! herbaty, bo Tadzio idzie do teatru!
Wielohradzka, szyjąca przy oknie, szybko podniosła głowę. Wiedziała, że gdy syn jéj zaczyna mó-